Sopot miastem artystów?     

W zasadzie to nie powinienem się mieszać do polityki i nie mam takiego zamiaru, lecz do podjęcia tego tematu zainspirował mnie kolega Tymon Tymański po napisaniu przez niego felietonu, w którym to dość dosadnie atakuje obecną sopocką władzę. Lubię Tymona, lubię oraz wspieram jego twórczość i właściwie to nie wiem dlaczego tak zareagował. W końcu jest artystą awangardowym, wręcz legendarnym, prawie Zappą. Co go to wszystko obchodzi, przecież nie jest żadnym managerem kultury ani też organizatorem wielkich imprez zależnych od miejskich dotacji. Jest najprawdziwszym artystą, który nie sprzedaje dupy i brzydzi się artystami którzy taki proceder uprawiają, co zresztą wielokrotnie udowadniał. A przecież nie znam kraju na świecie, nawet najbardziej rozwiniętego, w którym underground oraz  kultura wysokich lotów sama się utrzymuje i jeszcze przynosi przyzwoite zyski. Wszak kulturę wspierają różnej maści instytucje rządowe, pozarządowe, samorządy oraz mecenasi, czyli mówiąc krótko Ci którzy potrafią pomnażać monetę.  

Don't Panic, We Are Artists


No to przejdźmy teraz do Sopotu, zaznaczam miasta gdzie władza od lat starała się grać  w jednej drużynie. Miasto się rozwija. Nie wszystko wszystkim się podoba, ale jednak się rozwija. Ja również nie jestem zachwycony wyglądem kilku budowli, ale są tacy którzy je uwielbiają i odwrotnie. A jeśli miasto się rozwija, to oznacza że przyciąga kapitał. A jak przyciąga kapitał to daje miejsca pracy i daje również na kulturę, przynajmniej tak być powinno. Od zawsze ludzie bogaci lubili się otaczać artystami, wspierając ich jednocześnie. Kupują ich obrazy, wspierają wydawnictwa książkowe, muzyczne, współfinansują imprezy artystyczne. Z reguły lubią przebywać w ich towarzystwie, dyskutować, upijać się z nimi  i rozmawiać jak równy z równym. Po prostu lubią się na artystów snobować. Jeśli biznes lubi Sopot, podwaliny tego muszą być również w działaniu lokalnych władz. I nie wiem dlaczego Tymon angażuje się w jakieś polityczne oceny. A nie wystarczy przyjść, napić się z elitą i tą finansową i tą która rządzi i rządzić kiedyś będzie, a która z pewnością natychmiast go polubi. Należy podać im rękę  i cieszyć się z tego ze być może kolejny jego projekt artystyczny będzie właśnie sfinansowany dzięki nim. Przecież gdyby nie to że w SPATiF-ie co tydzień jest dyska, na której grosz regularnie zostawia paru biznesmenów, to nigdy nie pozwoliłbym sobie na zorganizowanie i zapłacenie za występ kilku formacji Tymona oraz wielu jego kolegów po fachu. Kiedy zapraszam Tymona do zagrania kolejnego koncertu, przyjmuje propozycje i nie pyta skąd pochodzą pieniądze. Może też SPATiF-u nie lubić, ale  z tego co się orientuję to raczej o tym głośno nie mówi, bo byłby to raczej strzał w kolano. Pytam tylko: A właściwie po co? Artyści moim zdaniem nie powinni się mieszać   w jakikolwiek oficjalny sposób do polityki, tylko dbać by kolejni włodarze miast ich polubili, by mogli realizować swoje kolejne projekty. Kiedy zapytano pewnego bogatego przemysłowca z czym kojarzy mu się kultura, odpowiedział że z książeczką czekową. I czy to jest coś złego? Nie podcinajcie zatem gałęzi na której siedzicie, bo z polityką jeszcze żaden undergroundowy artysta nie wygrał. Dopóki będę pracował w SPATiF-ie, z każdą władzą będę starał się żyć w zgodzie, wszak to miejsce gdzie od dziesiątek lat spotykała się ubecja, intelektualiści, malarze, literaci, sportowcy, filmowcy, muzycy, kobiety lekkich obyczajów, podfruwajki, kolaboranci, cinkciarze, urzędnicy i handlarze. Sportowcy pili do rana by następnego dnia wylecieć na Igrzyska Olimpijskie, a niejednemu Prezydentowi kurortu przyszło witać wschód słońca jajecznicą i płonącym krupnikiem. Tymczasem udaję się na spotkanie z pewnym biznesmenem, którego książeczkę czekową mam zamiar odchudzić na pewne nowe, niedochodowe przedsięwzięcie artystyczne. I mam w dupie to czy popiera tego czy innego kandydata.

Najemca
Sopot 03 VIII 2010

Jest dobrze,
szkoda że nie mamy koki dla tych ptaków

Długo nie pisałem bo tempo wydarzeń w moim życiu prędkości nabrało poważnej i wszystko układa się jak w polskim serialu. Zacznę od tego, że życie jest naprawdę piękne i nikomu tym razem nie dopier-dolę.

W odniesieniu do wydarzeń ostatnich kilkunastu miesięcy skupionych na naszym mieście i jego Ojcu, doszliśmy ze znajomymi do wniosku że Sopot powinien stać się autonomią, odciętą od polityki i jakichkolwiek jej wpływów. No chyba że będzie to wpływ włoskiej architektury. Wyobraźcie sobie Sopot pełen ładnych  ludzi, bez psich kup i baner-ków na płotach naszego zaradnego radnego. 

No ale do rzeczy. Jak mam nie dopierdalać jak za chwilę na Monciaku powstanie 5 nowych dyskotek   z browarem za 5 zł, które w sumie pomieścić mają 5 tys. zdewastowanych osób! Nawet w legendarnym kinie Polonia będzie dyska. Nastąpi kompletny upadek mentalny tej części miasta. Do tego zapiekanki, zwane dalej "sopocką listwą" i gofry. Ludzie coś z tym trzeba zrobić. Najlepiej wykupić.  Znacie kogoś? Najgorsze że władze  nie mają na to żadnego wpływu, bo cały proceder odbywa się na terenie prywatnych posesji.  Do Sopotu latem i tak zjeżdżała Polska C, ale teraz grozi nam chyba już cały alfabet.

zobacz!Co poza tym? Wszystko dobrze. Spatif mimo kryzysu jaki dopadł odcinek gastronomii przetrwał srogą i długą zimę. Rooster w końcu splajtował. Szkoda tylko że na jesień, bo przez ostatnie 7 lat tylko 3 razy włączaliśmy ogrzewanie, a tym razem trochę nas pociągnęło. Ale i tak mamy dobrze, bo jest już nowy szaleniec, który będzie nas zimą ogrzewał.

No i nie byłbym sobą gdybym nie pozdrowił kobiety sukcesu z Krzywego Brzydkiego Domku-Centrum Kulturalnego Sopotu. Cieszymy się że ta przepiękna budowla pokonała w jednym z rankingów m.in. Muzeum Guggenheima w Bilbao. Jakie to wzru-szające i dumne. Mamy w Sopocie coś co niszczy największe cuda architektury światowej. Ale będziemy już niedługo mieli też i marinę na końcu molo, z czego bardzo się cieszę i cieszyć się będą turyści, bo w końcu będą mogli na żywo oglądać ukochaną Kasię Cichopek, pijącą szampana na jachcie Solorza. Ja natomiast zaparkuję tam moim jachtem z lat 40-tych, który otrzymałem w spadku od cioci z Izraela.

zobacz!

Tak więc ogólnie wszystko się kręci, sprzedaż alkoholu z pominięciem 9 dni kwietnia na poziomie przyzwoitym, koledzy z Big Cyca i Bielizny zabrali mnie do Chorwacji na rejs jachtem, od kilku miesięcy chodzę na siłownię i gitarę, zespół Vulgar w którym gram wydał płytę której sprzedano 12 szt., Kaziu pisze nową książkę, Elvis kończy Walczaka, Końjo przyjął 11-tą wszywkę, Doktor kupił wędzarnię, Stary Rower poszedł w ręce jakiegoś bambra z Białegostoku obwieszonego złotem, Kasina Wielka wzrusza do łez, Barca prze-jebała, Oscary rozdane, Wiśniewski oszalał, w szołbizie syf-malaria, po 7-miu latach pogodziłem się z kumplem, Nosek został wokalistą Blenders, tylko Georga Canady trochę brak. Amen

Sopot 20 V 2010

"Nie mam pomysłu na tytuł"
Od ukazania się kazikowej książki jakoś dziwnie spokojnie. Obawiam się że powodem tego spokoju jest język książki. Co chwila dochodzą do mnie informacje że ktoś jest na 5 stronie.  Rekordzista dotarł aż do 21 strony.  A gdzie pozostałe ponad 400? Jeszcze nikt nie doniósł że książkę przeczytał od deski do deski. Hm. Może to i lepiej dla niektórych. Najważniejsze że połowa nakładu opylona i można spać spokojnie. Kazik w każdym razie pisze dalej i jak mówi tym razem żarty się skończyły. Podobno będzie sopocko i jak to mówią na meczach dojebane.



Heniu Cześnik odfajkował swój wernisaż w Triadzie i było jak zawsze towarzysko. Fułek z Buskim bardzo ładne wprowadzenie strzelili a Heniu pomiędzy nimi wyglądał jak stary punkrockowiec. A Jerry jak zawsze dał plamę, bełkocząc kompletnie narąbany jakieś farmazony. A wogóle to wchodząc do galerii witam się ze znajomymi, a stojący obok Maciej Świeszewski ostentacyjnie odwraca głowę, lekko unosząc ją w górę na znak protestu i pełnej pogardy wobec mej marnej osoby. Maćku czymże Tobie zawiniłem i com takiego zrobił by teraz w Twą niełaskę nieskończoną popaść. O ja nieszczęsny! Nie wiem na co tym razem się obraził, ale chyba ogólnie jest obrażony na wszystkich, bo po wernisażu wchodząc o zgrozo do SPATiF-u nie przywitał się z siedzącymi obok wejścia jeszcze nie tak dawnymi przyjaciółmi. A była ich  spora grupka i duży kaliber,  jak na jeden raz w jednym miejscu. No i znowu był ubaw. A do tego co chwilę jeszcze światło nam wyłączali. Nawet interwencja samego Prezydenta nie pomogła. Podobno ktoś podpierdolił całą trafostację i musieli nową z terenu ściągać.

Grudzień nam strzelił jak zawsze, bo wiadomo tempo życia w narodzie coraz większe i wszyscy oszaleli na punkcie wszystkiego. I na całe szczęście dopadł mnie jakiś wirus chorobowy i ostatni tydzień przed świętami przeleżałem w łóżku. Cisza, spokój a za oknem szaleństwo.  Naród znowu się wziął za sprzątanie mieszkań jakby tego przez cały rok nie robił, a zestresowani ojcowie i synowie muszą tyrać zamiast się radować z narodzin maleńkiego. I taki jest nasz katolicki  naród.  Zakłamany           i bezbarwny jak twarz Ratzingera.  Watykan już rok temu wycofał ze światowych giełd wszystkie swoje aktywa, bagatela ponad 300 milonów Euro. Ciekawe kto im dał cynk że czas się zwijać. Może ich  wspólnicy, potomkowie nazistów, których majątkami  te bydlaki w sutannach zawiadują.



No i niestety trzeba też trochę o zbliżającym kryzysie wspomnieć. Niestety nie ma siły, ktoś musi odpaść z naszej gastronomicznej sopockiej rodziny. Nikomu tego nie życzę, ale niestety chyba będziemy musieli się z tym pogodzić. Najdroższa knajpa w Warszawie jak sama warszawka mówi o restauracji Rozmaryn w Sopocie już zwinęła się po latach działalności. Złośliwi twierdzą że od kiedy ich jedyny klient Rycho z Prokomu co sponsorował wszystko w Sopocie zwinął się za morze, knajpa zaczęła wiać pustkami.  Styczeń już pokazuje swoje kryzysowe pazurki. My w tym celu postanowiliśmy się zabezpieczyć i sami pędzimy wino i wódkę by obniżyć koszty, zwiększając  tym samym marżę ze 100 do 10 000%. Obroty spadają, ale dzięki nowej marży zyski 10 razy większe. I tak na kryzysie powstaną kolejne fortuny. A jak Wam się podoba nowa najlepsza w Europie dyska Drimklab w Sopocie? Nie byłem więc opinie proszę wysyłać na adres Telewizyjne Technikum dla Pracujących ul.Woronicza 17  00-950 Warszawa z dopiskiem "Nie ma sensu bez densu".
Techn. Lutek Narożniak

Przekrój, Twoje Imperium jedno gówno - Sopot i tak jest sexy!

Naprawdę piękną jesień mamy tego roku, choć
wrzesień nas nieco rozczarował. Ale co tam, w końcu mamy tanie połączenie lotnicze z Barceloną i Rzymem, nie?

No i co? Ano to, że media zidiociały już do reszty. To oni lansują takich ćwoków jak Lepper, Łyżwiński, Beger czy Mandaryna. Do tego już się przyzwyczailiśmy, ale nie powinniśmy tolerować następnych marketingowych prób zwiększania oglądalności. Kolejnym tego dowodem jest wywiad kolegi Najsztuba w PSZEKROJÓ ze zwierzątkiem z zoo co zwie się Big Brader (edycja chyba 72). Kochani, nastąpił totalny upadek dobrego smaku. Zwierzątko obok Balcerowicza, Bartoszewskiego!! Doda wymieniana jednym tchem z Zanussim!! Dobrze, że w Sopocie sezon nie trwa 12 miesięcy, bo byłby to już prawdziwy upadek, gdyby do kurortu zjechali wszyscy "nowi" czytelnicy PSZEKROJÓ oraz cała wieś bigbraderowskiego zwierzątka. A tak, mamy swoją spokojną sopocką jesień kosztem zmniejszonych dochodów, ale Pan powiedział że chciwość jest grzechem. Ja na przykład wszystkie jesienne nadwyżki finansowe przesyłam na to konto: Sanktuarium Matki Bożej Licheńskiej 59 1320 1449 2769 6770 2000 0004. I Wam też radzę!!

A u nas poza tym trochę zamieszania w związku ze zbliżającą się premierą książki "Rejs Trwa". Książka jeszcze w sejfie, ale na miasto padł blady strach. Zaczynają się spekulacje: kto jest a kogo nie ma, a jak jest to ile razy. Autor prawie oszalał już z pychy. Myśli że jest Miłoszem, Lemem i Hłaską jednocześnie. Pewnie po premierze oszaleje do reszty i nie skończy drugiej książki, którą właśnie zaczął pisać. A rozpoczyna się ona od słów: Sopot jest sexy. Ładnie prawda?
A w Krzywym brzydkim domku kolejne plajty i kolejni chętni szaleńcy do stracenia kolejnych milionów. Może w końcu to fatum opuści tego architektonicznego knota, kiedy na ostatnim piętrze pojawią się wykolejeńcy, sataniści, punki i alkoholicy jak przy okazji wernisażu fotografii naszego kolegi SADO. No nie wiem. Cieszy tylko myśl że już dobiega końca przebudowa dolnego Sopotu i na wiosnę zjadą się do nas ładni ludzie z pięknymi manierami, pomysłami i gotówką oczywiście. Bo Jak na razie to prym wiodą zjadacze kebabów, hamburgerów, frytek i puszkowego dobrze schłodzonego browara. Ale chyba koleżanka Jankowska Aleksandra co chciała niegdyś zostać nowym Karnowskim jest zadowolona. W końcu o to tej Pani chodziło.

A w bandzie Świeszewskiego jakiś dziwny spokój, choć mogą to być tylko pozory. Szkoda, bo nuda. Ostatnio dobrzy ludzie donieśli, że szykowana jest kolejna próba odbicia SPATiF-u. Nie wiemy tylko kto za tym stoi i jakimi metodami zostanie ona przeprowadzona. Niewykluczone, że na bezczelnego w biały dzień, przy ludziach wejdą, zabiorą wszystko i będzie po Nas. Na wszelki wypadek zakupiliśmy kilka beczek smoły by odeprzeć abordaż. I to byłoby na tyle, gdyż będzie o czym pisać po 30 października, kiedy 436 stron opowieści Milorda De Molo trafi do waszych rąk. Świat nie będzie już taki zafarbowany. A i nieprawdą jest jakoby Kazik vel Milord De Molo jest dilerem narkotykowym. Co najwyżej może Wam kopsnąć na zawsze kilka starych wymiętych pornoli.

Wiadomość z ostatniej chwili!!! W Krzywym brzydkim domku na samej górze otwiera się kolejna dyska Tropikalna Wyspa. I co najgorsze to chyba nie splajtuje. Tak, że: galaxiary, tanie lachomaty i dresy - wracają Wasze stare, dobre czasy. Pewnie PSZEKRUJ obejmie tę dyskę swoim patronatem i zorganizuje panel dyskusyjny Naczelnego ze zwierzątkiem bigbraderowskim. Kurort umiera, ale jeszcze jest sexy.

Lutek Narożniak
Sopot 20 X 2008

"Rejs dalej trwa"

No tak. A już niektórzy zacierali rączki, że szczęścia, że najemcy w końcu noga się powinęła. Niestety nic z tego kochani, lecz plotkujcie dalej, tylko nazwiska nie przekręcajcie. To jeszcze nie koniec panowania "jaśnie wielmożnego" w SPATiF-e i jego "pridupasów". No i kolejne próby odbicia maszynki do zarabiania pieniędzy jak twierdzą obserwatorzy i "prawdziwi artyści", co się znają na wszystkim, tylko nie na sztuce spełzły na niczym.

A tymczasem już w październiku kurortem wstrząśnie ukazanie się po 15 latach pisania i dopisywania książka Kazia vel Milorda de Molo, któremu nie grożą żadne procesy za zniesławienie bo ma żółte papiery i urzędowo to świr. Na razie jednak trwają prace wydawnicze a raczej drukarsko-introligatorskie, oraz przygotowywanie scenariusza premiery, która odbędzie się w SPATiF-ie, a jakże. Na razie szczegóły objęte są ścisłą tajemnicą.

zobacz....

Również w październiku sopocką scenę muzyczną zasili nowa formacja wywrotowa o niegrzecznej nazwie VULGAR. Zespół powstały z niedobitków na zawsze już rozbitej grupy nieudaczników ŚMIERDZIELE, oraz kilku osobników o znacznie większym bagażu doświadczeń muzycznych. VULGAR od roku pilnie ćwiczy pod okiem instruktora muzyki z MDK-u i jak twierdzi jej kierownik, twórca i autor niezwykle melodyjnych piosenek Sado pierwszy koncert odbędzie się jeszcze w tym roku. Niewykluczone że już po pierwszym roku działalności, VULGAR dopisany zostanie do listy zespołów które błądzą w królestwie Pana.

A z bandy Świeszewskiego wyrzucili byłego już Prezesa i Derektora Izdebskiego. Teraz kolega Izdebski zaszył się w pracowni i maluje. I znowu wszyscy myślą i się cieszą że dobrze mu tak. A pewnie że dobrze, bo obrazy pracochłonne są, a nikt nie chce ich w Polsce kupować. Na szczęście tylko w Polsce. Mówią też na mieście że niby wspólnie z małżonką w nowo budowanym centrum kurortu mamy otworzyć lokal na trzech piętrach z rewią i kelnerkami z piórami w tyłkach, a do SPATiF-u wraca z tej okazji Florek. Taaa. A z tą szafą na plaży co niby ją znany artysta Althamer stworzył, a raczej pobudował to chyba jakaś głębsza afera, bo wszyscy myśleli że bardziej szafowa będzie, no i że Kluba i Goldberg będą ją nieśli, jak w tym filmie Polańskiego o dwóch ludziach z szafą. A tu parę desek pozbijali i szybciutko do księgowej z fakturą za drewno i gwoździe po wypłatę polecieli. Dobrze że chociaż Romek szafę pobłogosławił i do SPATiF-u wpadł. Bo w SPATiF-ie zawsze szafa gra.zobacz>>

I jeszcze jedno, ostatnio słyszałem że polska scena dżezowa ma się świetnie. No chyba, że ta ze starych winyli z lat 60-tych, bo póki co mamy 3 nazwiska na krzyż, które w kółko wymieniają się sekcjami rytmicznymi i grają w kółko te same nudne dźwięki, a ludożerka przyklaskuje bo nie kuma już kompletnie nic. Dlatego w SPATiF-ie chwilowo dżezu nie budiet. A na otarcie łez plotkarzom powiem że sezon marny był, koszty wzrosły o 30 %, czynsz nam podnieśli strasznie i raczej nici z wyjazdu do Bułgarii. No i niby jeszcze powinno być coś o aferze sopockiej. Ano tylko to że teraz kiedy co ważniejsze osoby do SPATiF-u przychodzą, to z przezorności telefony u barmana na przechowanie zostawiają, na wypadek gdyby komuś znowu coś głupiego do głowy strzeliło. Wróg czycha wszędzie.

Kierownik SPATiF-u

Sopot 8 IX 2008

SPATiF-u w Maskwie toże nada

No tak. Ostatni felieton ukazał się, chyba jeszcze przed sezonem gastronomicznym 2007. Wiele czynników, zbiegów okoliczności, złośliwości losu i poplątanych ścieżek Pana na ten stan rzeczy się złożyło. Ostatnia moja długa nieobecność na barykadzie wiecznej popularności znienawidzonego SPATiF-u (w ostatnim FORBES-ie nawet wychwalali, obok legend NY i Londynu) rozpowszechniła sporo plotek i domysłów na mój temat. Że niby uciekłem z Nicole Kidmann nie wiadomo gdzie, że ześwirowałem, że ukrywam się w Mongolii z powodu niezapłaconych podatków. Niestety same pudła. Otóż od pewnego czasu zajęty jestem pracami organizacyjno adaptacyjnymi związanymi z otwarciem nowej placówki kulturalno - rozrywkowej w Moskwie.

zobacz sobie...

Oligarchia to ostatnio moje ulubione słowo, stąd pomysł na atak stolicy rosyjskiego imperium, miasta kontrastów, najdroższych butików, najgorzej i najdrożej ubranych kobiet , gdzie za obiad w jednej z eleganckich restauracji trzeba zapłacić 1500 $. Otwarcie już wkrótce, choć raczej nie będzie wam dane w nim uczestniczyć z powodów oczywistych. I to nie koniec naszej krucjaty na wschód, gdyż już myślimy o otwarciu kolejnej placówki w Pekinie. I znowu wrogów przybędzie.

zobacz sobie...

A co u nas? Ano cały czas ta sama prędkość. Na gastronomicznej mapie Sopotu raczej spokój. Zdaje się, że na miejscu Złotego Ula powstałkolejny lansiarski klub. Czas pokaże czy się przyjmie. Podobno po otwarciu większość przeniosła się do SPATiF-u . Nie wiem , nie było mnie. Ostatnio chyba też nikt nie splajtował. Oznaczać to może tylko jedno - rynek gastronomiczny Sopotu się stabilizuje. Tak więc w tym 2008 roku nie życzę sobie raczej by był on lepszy niż poprzedni, gdyż za rok będzie następny. Ten obecny, czyli już też poprzednibędzie znowu gorszy od następnego, jakby nie było też gorszego od następnego, chyba 2010 roku... Ale i tak Najlepszego w nowym roku i kilkudziesięciu następnych, jeżeli nam będzie po drodze nie rozsadzą planety naszej. A to wszystko na wypadek, gdybyśmy się mieli długo jeszcze nie zobaczyć.

Daswiedania

Najemca

Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia oglądałem reklamę telewizyjną jakiegoś wysokonakładowego gniota za złotówkę. I usłyszałem, że jak go kupię, to dowiem się w końcu czy Tomek Kamel w wigilię pogodzi się ze swoją mamą. Gazety nie kupiłem a ciekawość mnie zżera. Czy ktoś się orientuje w temacie?

Moskwa 2 I 2008

 

Kiedyś to dziś tyle że jutro.

Ale dziś pogoda beznadziejna, powiedziała Pani Iza przed kolejnym doprowadzaniem SPATiF-u do stanu używalności. Następnego dnia przygrzało słońce i Pani Iza ponownie narzekała że tym razem jest za ciepło. No właśnie, i nie to że Pani Iza jakąś złą kobietą jest. Po prostu tak już my Polacy mamy, choć w tym temacie są naprawdę wybitne jednostki, których w Sopocie zameldowanych jest wyjątkowo sporo.

Przychodzą więc różni tacy do SPATiF-u i malkontencą, że drzewa są za duże bo kiedyś były mniejsze, że filmy są słabe, bo kiedyś były lepsze, że Euro 2012 się nie uda bo nie, że kiedyś Błękitny Pudel był fajniejszy bo był Herman i że SPATIF był fajniejszy, bo kiedyś był Florek. A ja pamiętam jak Ci sami osobnicy kiedyś mówili że drzewa są jakieś takie niedorobione, że filmy są do dupy, że nic się regionie nie dzieje, że Herman zepsuł Pudla a Florek zrobił ze SPATiF-u grajdoł. To co, za parę lat to co dzisiaj jest teraz, w końcu kiedyś doczeka się wśród sopockich malkontentów uznania i będzie "kiedyś"? Tak tylko, że kiedy np. Ja doczekam się na bycie "kiedyś", to też malkontencić będą Ci sami osobnicy. A jak za "życia" się im narażę, a z pewnością tak już jest, to nici z bycia "kiedyś" kimś. Zupełnie jak "kiedyś" odmówiłem wejścia do SPATiF-u ekipie TVN z programu "Co za noc". Pomimo, że prowadzący przystojniak Olivier bardzo kulturalny jest, to musiałem go mocno wkurwić tą odmową bo od razu dorwali pod SPATiF-em jakiegoś 19-letniego łysego chłopca w dresiku i poprosili o wypowiedź do programu. A brzmiała ona mniej więcej tak: "kiedyś w starym SPATIF-ie to było." W programie tym głównie pokazywali nocne życie knajp typu Viva, Galaxy czy jakiegoś innego lanserskiego gówna z pewnego miasta nad Wisłą . Nieźle musiałem się po emisji programu później tłumaczyć społeczeństwu, choć kumaci skumali, ale malkontenci mieli wodę na młyn. Ale to było na szczęście kiedyś, a ja myślę że drzewa są i tak duże i zielone że nie muszę z werandy oglądać tego czego nie chcę, że filmy są dalej dobre, tylko że dziś jest ich po prostu dużo więcej a większość z nich to knoty, ale są i wybitne, że Euro 2012 pomimo, że nie jestem kibolem to zbawienie dla naszego zmalkontenciałego regionu, że Herman stworzył jedną z najfajniejszych kawiarenek w Sopocie i pomimo że ją sprzedał dalej tak jest bo to samograj i że przed Florkiem byli inni zapomniani już najemcy SPATiF-u a po mnie będą kolejni i żadne pieprzenie i narzekanie nie zmieni faktu że to był jest i będzie oblegany i znany w całej Polsce klub kochani moi. Gdyby jednak stworzyć w Sopocie ranking największych malkontentów to z pewnością nie do pobicia byłby stary i obecny bywalec SPATiF-u, niejaki Rysiu Hodowany. Rysiu tak zawodowo malkontenci, że aż miło i wesoło go słuchać, choć trzeba się do niego przyzwyczaić. I nie ma takiej osoby której by nie skrytykował, a tym bardziej pochwalił. Rysia może przebić tylko pewna anegdota, która powstała nie tak dawno "kiedyś" w sopockim środowisku windsurfingowym, a dotyczy ona pewnej znanej, zdolnej i utalentowanej sportsmenki, która raczej nigdy nie była zadowolona ze swoich osiągnięć. Otóż wraca Ania ze złotym medalem z Igrzysk Olimpijskich do domu, a na miejscu wszyscy ją pytają jak się czujesz jako złota medalistka? Ona na to: Mogło być lepiej.

klik
SPATiF 2006 George Kanada - hrabia Tanajewski, Rysio Hodowany - stary bywalec i malkontent, Hippo - widział Hitlera

Z ostatniej chwili. Polski reprezentant na największy kiczszoł estradowy Europy się nie zakwalifikował, co nie jest porażką a krokiem w przód dla naszego kraju, gdańskie studenckie Juwenalia opanowały zespoły discopolowe a mój kumpel namiętnie się z nimi fotografował co jeszcze bardziej umocniło tych ćwoków w przekonaniu że są świetni (Bravo Romantyk !) oraz okropna fontanna na Monciaku zostanie zwyczajnie wyeliminowana na rzecz pomnika 3 dżezmenów. Czekamy jeszcze na wyburzenie największego knota stulecia zaraz po wieżowcu na Grottgera - Krzywego Domu. Ten dom to gastronomiczne fatum i wejherowski stajl jak mawia o SPATiF-ie wielki, obrażony i niedoceniany w Sopocie artysta Misiuro.

Jeszcze się nie żegnam...

Najemca

20.V.2007

Wiosenne porządki czyli bardzo długi łikend i zaklinanie lata

Tym razem nie zacznę od pogody, bo od kilku dobrych miesięcy jest dla nas z małymi wyjątkami raczej łaskawa. Ostatnie 5 tygodni spędziłem w domu, bo tak mi się ułożyło zdrowotnie. Był to czas na słuchanie winyli, obserwacje z werandy przyrody i placu budowy, śledzenia internetu i prawdziwy odpoczynek od hulaszczego trybu życia. W pracy zastępowała mnie małżonka a ja tylko mędziłem. No i pod moją nieobecność w SPATiF-ie nikomu nie udało się podstępnie wysiudać mnie z układu, choć wiem że takie plany co chwila gdzieś powstają. No i nie dziwię się, bo w końcu SPATiF cały czas obgadywany jest - co oznacza, że się kręci. A jak się kręci to znaczy, że trzeba pozbawić kręconego przedmiotu do kręcenia. Jakie to piękne i nasze - bo polskie. Powinniśmy ten patent w Brukseli zarejestrować.

klikA co na Moniaku słychać? Ano niewiele. Poza krzywym-brzydkim domkiem, gdzie nikt nie nadąża za zmianami gastronomicznymi, raczej spokój. No może nie do końca. Jak pisałem w poprzednim felietonie zaklinanie lata na Monciaku w tym roku rozpoczęło się już w marcu. No i od razu widać różnice. Ci co rozstawili swoje ogródki, a zrobili to niemal wszyscy, od razu podzieleni zostali na dwie grupy. Otóż zdecydowanymi liderami ogródkowych rankingów stali się Ci, którzy stoją po stronie brzydkiego-krzywego domku, z uwagi na słońce padające szczęśliwie w ich stronę. Tak więc kwietniowy wyścig o Puchar Najlepszego Zaklinacza Lata zwyciężyły zdecydowanie gastronomowie ze słonecznej strony Monciaka. Proponuję aby Zieleń Miejska wypłaciła odszkodowania właścicielom ogródków z pozbawionej słońca strony Monciaka, choć uważam, że należy im się tylko współczucie za naiwność, że w marcu będzie lipiec. Teraz jeszcze do zaklinaczy lata dołączyła stacja TVN, która od początku trwania bardzo długiego polskiego łikendu wmawia nam, pomimo przenikliwego zimna, że jest super i że sporty wodne, plażowe i opalanie to najlepszy sposób na spędzanie majówki. Niestety prawda jest brutalna. Ludzi w Sopocie jak na lekarstwo, większość nie wynurza się z kwater, a ci co postanowili się wynurzyć wyglądają jak Marek Kamiński na biegunie jednym lub drugim. A w SPATiF-ie bez zmian, sitcomowi filmowcy stale obgadują najemcę i cały czas uważają że powinni pić za darmo bo są filmowcami, paru powiedzmy artystów regularnie upija się do nieprzytomności a potem straszy biednych klientów, no i co najważniejsze znowu nie wpuszczony został ktoś znany. Tym razem padło na kolegę Krzysztofa Szewczyka. Na szczęście barman Wojtek w porę zauważył zrezygnowaną twarz gwiazdy WIDEOTEKI i niezwłocznie Pan Krzysztof otrzymał zaproszenie do środeczka. Tym razem się upiekło, bo znowu byłoby gadanie na Woronicza. No i jeszcze jedno. Zainspirowany zaradnością radnego Pana Henia ksywa Telewizorek, postanowiłem rozszerzyć swą działalność gospodarczą o dodatkowe specjalności. Również wzorem Pana Henia ksywa Telewizorek zdecydowałem rozreklamować mą nową działalność i porozwieszam w całym Sopocie banerki obok banerków Pana Henia - ksywa Telewizorek. O efekt się nie martwię, bo w końcu przykład idzie z góry, więc staram się być zaradny jak nasz radny.
klikA na koniec małe sprostowanie. Ostatnio docierają do mnie pytania a nawet pretensje o rzekomy brak z mojej strony organizacji obchodów moich, czyli najemcy 40-tych urodzin. Otóż wyjaśniam, że moje urodziny to moja prywatna sprawa, a hucznych obchodów nie organizowałem z powodu bardzo dla mnie oczywistego. Otóż na 200 osób, które teoretycznie "powinienem" zaprosić, 180 regularnie obrabia mi tyłek za plecami. Tak więc obeszło się bez fałszywych życzeń i darmowej wódki. Urodziny spędziłem kameralnie, tak jak chciałem.

Tech. Lutek Narożniak

03.V.2007

W domu siedzieć a nie wycierać portki
w SPATiF-ie !

Nie mam czasu, bo muszę trzepać dywany, sprzątać, myć okna, robić zakupy i w ogóle muszę cicho siedzieć i być wyjątkowo kurturarnym, bo święta idą. Niestety, ale z tym mi się głównie kojarzą polskie święta. A ja się zapytowywuję czy to znaczy że dotychczas od grudniowych świąt nikt w domach nie sprzątał, nie robił zakupów i zachowywał się skandalicznie? W walentynki wszyscy mają sobie miłość wyznawać, sylwestrowa noc "musi" być tą jedyną w roku udaną, a święta muszą być bogate i "radosne". Nie, nie kochani bynajmniej w mojej rodzinie nikt nie dyma przed świętami na oknie, trzepaku i ze ścierą. Nikt nie wydaje majątku na majonez, kiełbasę i chrzan. W święta jedynie się obijamy i odpoczywamy więcej niż zwykle, spotykając się ze znajomymi. Jest zdecydowanie wiele fajniejszych, zupełnie niespodziewanych dni w roku. Widać większość smutne życie ma i tylko kilka razy w roku mogą się "cieszyć"

A w SPATiF-ie święta to powód do częstszych spotkań, zabawy, ucieczki od sprzątania, robienia zakupów i robienia głupich min do wujków i ciotek, których widzimy raz na rok. Szczególnie jest to widoczne w niedzielę, kiedy wszyscy zwolnieni z "obowiązków" pod pretekstem spacerów dają w SPATiF-ie upust stresowi ostatnich dni. Zabawa trwa jak w "Dzięciole", tylko rachunki u inkasenta płaci zawsze ta sama osoba. A wiosenka w tym roku zawitała do nas planowo, a nawet trochę wcześniej co można zauważyć na Monciaku. Jak tak dalej pójdzie to ogródki letnie w przyszłym roku pootwierane będą już w lutym. Zastanawiam się tylko kto tam siedzi i czy to najemcom się opłaca. Z moich obserwacji prowadzenia całorocznego, zamkniętego, "ogrzewanego" ogródka absolutnie nie. Para w gwizdek. No ale nikomu to nie przeszkadza, więc niech już tak będzie. Przynajmniej pozory lata są, a jak ono nadejdzie niespodziewanie w maju, to część gastronomów zyska te parę dni przewagi i wygra majowy wyścig. Monciak nam się nieco zmienił ostatnimi tygodniami, ale wszyscy jesteśmy cierpliwi bo zakładają nam instalację przeciwburzową, która ma zapobiedz rwącym potokom podczas licznych ostatnio oberwań chmur. To dobrze bo stan wody w dolnej części Mociaka sięgał momentami aż do siedzisk ogródkowych krzesełek. Ostatnio nasz sopocki Prezydent wziął się za wizerunek miasta i zaczyna organizować spotkania to sopockimi hotelarzami, a to z gastronomami. Nie powiem podoba mi się ten kierunek i mam tylko nadzieję, że wszystkie mądre postanowienia będą realizowane. Chyba nie dla wszystkich mądre, bo na ok. 100 gastronomów, którzy przybyli na ostatnie spotkanie, tylko jednemu nie spodobał się zakaz emisji głośnej muzyki w ogródkach. Niestety kolega Prezydent uległ presji jednego niezadowolonego, wysokiego jak wieża ratowników WOPR starszego Pana i zakaz zawieszono i dalej na Moniaku co kilkanaście metrów będzie można legalnie puszczać co się tylko komu podoba. Nie powiem w czwartki i weekend z pięterka ze SPATiF-u dochodzą różne dziwne dźwięki, ale poza kilkoma mieszkańcami nie zauważyłem aby ktoś narzekał na ich treść i jakość. Posłuchajcie sobie natomiast, szczególnie latem od 11 rano muzyki w ogródku starszego Pana. Nie wiem czy starszy Pan się wyluzował i nagle odmłodniał, ale ta techniawa i pop raczej mało pasują do letniego klimatu Monciaka. I jeszcze ta beznadziejna jakość dźwięku! Zupełnie jak jeszcze do niedawna muzyka "sącząca" się z głośników w Fantomie. O zgrozo, dziękuję spółce Centrum Haffnera za choć chwilowe wyłączenie tego gówna. Podobno Fantom czy jakoś tam ma powrócić ze zdwojoną siłą.

Poza tym pomimo wielu plotek na mój temat jako najemca mam się dobrze. Ostatnio nawet uzupełniłem sobie operacyjnie brakujące więzadło krzyżowe i przy okazji za jednym zamachem podciągnąłem sobie tyłek, zwisającą klatę i bicepsy. Co prawda zabieg a właściwie okres po zabiegu był i jest dalej dość męczący, ale przynamniej odpocznę duchowo i cieleśnie oraz nadrobię stracone odcinki moich ulubionych seriali. Do zobaczenia pod koniec kwietnia. A i jeszcze jedno, właśnie przed chwilą podczas pisania tego felietonu otrzymałem od wydawcy Sopockiego Albumu Biograficznego maila z odmową zamieszczenia tam opisu mojej osoby. Kilka miesięcy temu poproszono mnie o biografię, dossier czy jakoś tak, to im napisałem. Okazało się że zbyt dosłownie potraktowałem swój życiorys i oprócz faktów i powiedzmy sukcesów opisałem również swoje porażki życiowe i mój sposób spędzania wolnego czasu. Autor Pan Józef Golec uznał mój biogram za aspołeczny stylowo i zrezygnował z jego zamieszczenia. No i zdjęcia też nie były paszportowe tylko wiecie jakie. Zatem SAB będzie pełen ludzi krystalicznych i absolutnych ideałów. Polecam jego lekturkę.

6.IV.2007

Wiosna, Sidorowski, Osiecka, Lutek Narożoniak i takie tam.

Tak, tak. Nagle przez dwa dni marcowe przygrzało 18 stopni w słońcu a już zaczynają się ludzie pytać kiedy ogródek letni otwieramy. Fajnie, że ciepło, ale nie dajmy się zwariować. W cieniu wcale nie tak ciepło a na Moniaku porozbierane panny w t-shirtach biegają. I co? I wiadomo, leżą teraz w łóżkach z gorączką. Chociaż nadrobią w powtórkach stracone serialowe odcinki. W każdym razie SPATiF jako że na piętrze jest, to ogródek tradycyjnie w tym roku od czerwca uruchamiamy. Ten sam. Bazie już zakwitły.

A Jasia Himilsbacha i jego kumpla Zdzisia to chyba wszyscy znają i wszyscy mile wspominają. Ale na pewno nie wszyscy pamiętają i wiedzą że byli istnym utrapieniem warszawskich knajp, a w szczególności ówczesnego SPATiF-u. W tamtych latach najemcą SPATiF-u był niejaki kolega Sidorowski. Jasiu niemal przez cały czas pontyfikatu Sidorowskiego miał zakaz wejścia do SPATiF-u. Czasami jednak kolega Sidorowski dawał się ubłagać i wpuszczał kolegę Jasia do swego przybytku. Ten natychmiast po przekroczeniu progu legendarnej knajpy obrażał kogo mógł i wdawał się w awantury i bijatyki z kim tylko mógł. I wcale wtedy nikomu nie było wesoło, ani nikt kolegi Jasia wcale nie wielbił wielkim kultem osoby za jego filmowe role. Po prostu wszyscy mieli go serdecznie dość. Kolega Jasiu zemścił się później na koledze najemcy, przyjmując nazwisko Sidorowski w legendarnym "Rejsie" agenta Piwowskiego. No ale po co ja to wszystko wypisuje? Ano dlatego iż ostatnio po przegranym meczu koszykarzy Prokomu, jeden z przegranych dwumetrowców odwiedził SPATiF w celach wiadomych. Niestety za kolegą zawodnikiem chyba od samej hali 100-lecia do SPATiF-u podążał kibic drużyny. Zaraz po wejściu kibica do SPATiF-u, podszedł do swojego ulubionego zawodnika i zamiast postawić mu drinka albo wziąć autograf, dał mu po prostu w mordę, wykrzykując przy tym że to niby przez niego jego ukochana drużyna przegrała. Gdybym to ja był na miejscu koszykarza, to taki desperacki czyn kibica bardzo by mnie zmobilizował do poprawy i dalszych treningów. Krew się jednak polała, rękawiczka została rzucona i na mieście teraz gadają. Jak kiedyś do SPATiF-u Osieckiej nie wpuścili, to podobno sprawa otarła się aż o Ministerstwo Kultury i Ministerstwo Budownictwa by niby mieli nakazać rozebrać budynek w którym mieści się SPATiF. A Św.P. Marek Bogdaszewski też do łatwych gości nie należał kiedy straszył wszystkich egzekucją przez amputację swoich palców, jak również pewien artysta znany malarz, który regularnie nad ranem w SPATiF-ie prosi się o bęcki, zaczepiając bezczelnie niewinnych gości. Teraz anegdoty o Zdzisiu, Jasiu, Osieckiej i Marku są obowiązkowym tematem dyżurnym każdego "bywalca" oraz mediów jak również ta o koszykarzu i jego wiernym fanie stanie się pewnie kiedyś "legendarną" anegdotą. A co w bandzie Świeszewskiego słychać? Podobno nie za wesoło. Kłócą się wszyscy, zazdroszczą jeden drugiemu sukcesów. I dobrze że chociaż mają czego zazdrościć i o co się kłócić. Ale wiem jedno, za niedługo środowiskiem wstrząśnie wiadomość o kolejnym przedsięwzięciu artistycznym. Tym razem jednak wkurwienie sięgnie zenitu, ale nie mogę więcej zdradzać szczegółów bo obiecałem. W końcu w bandzie obowiązuje sztama.

Jeszcze słów kilka w temacie robienia zdjęć na imprezach w SPATiF-ie. Czasami kolegę Sado zastępuje kolega po fachu Paweł. Sado zazwyczaj wygłupia się wtedy na scenie a Paweł pstryka. No i znowu koledze Pawłowi grozili jacyś mądrale że mu aparat zabiorą jak nie przestanie robić im zdjęć. No to w końcu, o co te pretensje - kto jest a kogo nie ma na zdjęciach. W tych warunkach nie da się rzetelnie pracować.

A w temacie kolegi po fachu Sidorowskiego, to na wszelki wypadek zmienię nazwisko na Lutek Narożniak., gdyby zachciało się jakiemuś znanemu aktorowi serialowemu mścić na mnie w przyszłych kultowych produkcjach.

Tech. Lutek Narożniak

14.III.2007

Sopot - Saint Tropez czyli Sopot Airlines w natarciu.

No tak, kolejny krok w kierunku usaintropezowania Sopotu został wykonany choć... No właśnie okazuje się że decyzja naszych ojców miejskich w sprawie ograniczenia sprzedaży gorzały kupowanej w nocnych na Monciaku wzbudziła spore zamieszanie - czytaj podziały. Ja wobec tego pytam się tych niezadowolonych: a Sopot to przed wojną jakimś grajdołem był czy co? Przez jeden tylko tydzień do Sopotu zjeżdżało tyle znakomitości Europy co przez ostatnie 20 lat nie uzbierasz /uczestników ostatnich 3 festiwali nie zaliczam do znakomitości/ Ale oczywiście trzeba być liberalnym i Sopot musi równać do reszty. Kochani dopóki nachlana i naćpana gówniarzeria nie zniknie z dolnego Sopotu to w sopockich ogródkach będzie można spotkać coraz więcej nachlanych angoli i zdezorientowanych cywilów z centralnej i wschodniej Polski - bez urazy. Jako gastronom stwierdzam autorytatywnie, że w pierwszych latach z tytułu ograniczeń nocnej sprzedaży gorzały klienteli nam nie przybędzie gdyż jak wiadomo piwo z puchy w sklepie kosztuje 2 złote a w knajpie 6. Ale jak rozejdzie się po opłotkach, że w Sopocie fajnie jest i w ryj jak nie poprosisz raczej nie dostaniesz to tylko czekać jak kolega Włodzimierz zawiadowca Portu Lotniczego im Lecha wprowadzi tanią linie Gdańsk - Saint Tropez - Gdańsk a Panowie Prezydenci zainicjują powstanie taniej linii lotniczej Sopot Airlines to zacznie się zwożenie towarzystwa dewizowego z całej Europy do kurortu.

Ostatnio załoga spatifowa trochę nam się skurczyła i martwi mnie to bo nikt fajny nie chce zająć zagrzanego miejsca po Marku Bogdaszewskim i Iwonce Ożanie. Coraz więcej za to bezmyślnych panienek stukających cały wieczór smsy. Ciekawe co one tam wypisują i do kogo. Następnym razem poproszę Sado by poświęcił czas i wykonał milion zdjęć, które zamieścimy w relacji jakiegoś beznadziejnego koncertu. Wtedy chyba skończą się pretensje do nas o to kto jest a kogo nie ma. Na pogrzebie Iwonki koleżanka kupowała znicze a Pan sprzedawca do niej rzekł tak: Co artystkę chowacie? Koleżanka na to: A skąd Pan wie? Pan sprzedawca odparł na to: Na pogrzebie Bogdaszewskiego ta sama ekipa była. No właśnie, obawiam się że coraz bardziej nas tam zaczynają rozpoznawać. A i stypa po Ożanie była jak trzeba. Najpierw spadła duża antyrama ze zdjęciem Iwony, potem napiliśmy się jak zawsze i tradycyjnie skończyło się wszystko na molo, a tam... A tam wiadomo, kilka karkołomnych wyczynów na poręczach, oddanie hołdu morzu oraz powrót części załogi do SPATiF-u. No właśnie do SPATiF-u. Ok godz 0130 telefon od kolegi Jarosława do mojej małżonki, która już śniła o nowym tosterze...Krzysiu Konstans spadł ze schodów i zawieźli go do szpitala. No to pięknie. Następnego dnia udając bliską rodzinę, pośpieszyliśmy do Krzysia na ratunek. Fakt nie wyglądał najlepiej, ale biorąc pod uwagę że dołączył do panteonu samych znakomitości, które zrąbały się ze spatifowych schodów to warto było. Teraz zastanawiamy się nad przeszkoleniem panów bramkarzy w zakresie udzielania pierwszej pomocy oraz zszywania ran ciętych do pięciu szwów.

klik

A i jeszcze jedno, ostatnio odbyła się przy pełnej sali kinowej premiera filmu dokumentalnego o Sopocie pt. "SOPOT HAIKU". Na premierze stwierdzam że byli wyjątkowo wszyscy. Widziano tam" dygnitarzy, prezydentów, artystów, sportowców, mieszkańców oraz paru narąbanych świrków i muchomorków. Po premierze na bankiecie /co za słowo/ w SPATiF-ie zaczęło się. Świetny film - komentarze tych którzy albo o których mówiło się w filmie, beznadzieja - komentarze tych, którzy albo o których nie powiedziano w filmie ani słowa. Zupełnie jak z naszymi spatifowymi relacjami. Jakie to piękne.

10.II.2007

Janerka, VIPrum i takie tam.

No i pięknie, bo z powodu pogody na siłę porównywalnej do tej w Barcelonie tylko łeb każdego dnia bolał. Ciśnienie skakało jak ceny mieszkań w Sopocie a tu nagle delikatny śnieżek spadł, mrozik delikatny jest, słoneczko świeci i od razu śpi się lepiej. No i chyba wyjazd na narty do Lidzbarka Warmińskiego dojdzie w końcu do skutku.

Tak się złożyło, że wybrałem się na koncert Lecha Janerki do klubu Mandarynka. Był to pierwszy mój trip do tego klubu. Z reguły nie łażę po knajpach, ale Lechu zaprosił mnie na ten koncert i nie wypadało nie przyjść, a poza tym lubię muzę kolegi Janerki. Żeby nie było, że kryguję się na Lecha to na Jimim Tenorze w Sfinksie też byłem i nie na zaproszenie Jimiego ani Florka, a kolegi Doktora Janiszewskiego. No to do Mandarynki wybrałem się z żoną i ze spatifowymi djejami. Po wejściu tłok był spory, ale pojawił się szef Jacek i od zakrystiii nas wpuścił jak szefa lokalnej mafii i tuż pod samą sceną przy stoliku posadził. Poczułem się jak szef TVN. Potem nawet jeszcze mogłem korzystać z moją małżonką z tzw vipowskiego kibla. Nie powiem wtedy już poczułem się jak sam Lech Janerka albo nawet Arkadius. Koncert był świetny!!! Lechu grał jak w transie i wszyscy bardzo dobrze się bawiliśmy, popijając drinki zdobywane bez większego problemu (strefa chyba VIP). Po koncercie jeszcze była propozycja spotkania się z artystami w viprumie ale daliśmy sobie siana bo Lechu i tak zostaje na ferie w ZAIKS-ie, więc spotkamy się na spokojnie u mnie w domu na kawie. No i potem wychodząc znowu wąskim przejściem od zakrystii odebraliśmy swoje plandeki z szatni, czekając jeszcze na kolegę. W tym momencie Pan szatniarz dosłownie kazał nam robić wypad. Zirytowany lekko oddałem kilka miłych słów w kierunku tego wała, po czym na samym dole, również od zakrystii jakaś nażelowana siksa z personelu opieprzyła mnie że niby gdzie ja to piwo stawiam na szafce z IKEI. Kurwa przez cały wieczór piłem Jamesona i hininę, djeje też. Jak raz kiedyś z żeglarzami byłem w GALAXY i wychodząc faktycznie postawiłem piwo na schodach, dostałem wtedy prawdziwe wpierdol od bramkarzy. Podsumowując, na bramce w SPATiF-ie fakt zdarzają się przykre sytuacje, ale nigdy, przenigdy moi goście na zakrystii nie doznali złego traktowania przez personel SPATiF-u ! Mimo to dziękuję Jackowi za wesoły wieczór, lecz do Mandarynki się już nie wybiorę, nawet od zakrystii i nawet z Kubą Wojewódzkim.

No i z Saint Tropez w Sopocie chyba dupa. Kiedyś pisałem, że jak znikną psie kupy z chodników, to pogadamy o kurorcie europejskim. Okazuje się, że walka z psimi odchodami została podjęta, bo coraz rzadziej wchodzę w rzadziznę, ale pojawił się kolejny problem. Otóż od czasów ostatnich wyborów samorządowych wielu kandydatów dwoiło się i troiło aby zaskarbić sobie przychylność wyborców. A jeden robił to w sposób bardzo szczególny. Otóż już obecny radny, niejaki fachowiec ZURT postanowił zakleić całe miasto swoimi wieśniackimi banerkami ze zdjęciem, reklamującymi jego działalność gospodarczą. Na niektórych nawet były hasełka typu: Dobry radny to zaradny radny. Co za wieśniak! No i dostał się chłopak do rady niby też od zakrysii, bo wszyscy wiedzą że reprezentował wieśniacką partię artystyczną Sex PiStols. Niestety wieśniackie banerki wiszą dalej na prawie wszystkich wieśniackich płotkach jak reklamy w Wejherowie. Może Panowie Ojcowie miasta przywołają do porządku pana ZURTA i właścicieli płotków do wymiany ogrodzenia.

A i jeszcze jedno. Ostatnio przy rozmowie po paru rumach usłyszałem że w relacji dotyczącej koncertu Krzysi Górniak, jak to mówią, pojechałem po koleżance dość mocno, a ostatnio w mailu puszczonym do "bywalców" niby niesprawiedliwie opieprzyłem ich za niesubordynacje podczas koncertu Ola Walickiego. Opinia ogólnie jest taka, że i tu i tu ludzie gadali, i że niby Olo chujowy koncert zagrał, a ja uparłem się na Krzysię i niby tendencyjny jestem. Ponieważ nie zamierzam się tłumaczyć, skomentuje występ obu artystów tak: Co wolno wojewodzie to nie tobie... naczelniku gminy.

Żegnam

Najemca

24.I.2007


Afera grzybowa?, wzloty i upadki plus donosy czyli 5 lat w SPATiF-ie minęło.


Zacznę od pogody jak zawsze, bo równo rok temu, o tej porze było 35 st różnicy na minusie i Sopot z Murmańskiem porównywałem, a ludzi na Monciaku do zesłańców syberyjskich. Dziś zdecydowanie pogoda jak w Saint Tropez, ale ludzie jakoś się nie cieszą. Może cały czas myślą, że zemsta ze wschodu nadejdzie nagle, jak trzęsienie ziemi w Los Angeles. W każdym razie nasze zeszłoroczne ogródkowe wierzby puściły już bazie na całego, inwestycja Centrum Haffnera nabrała tempa jak budowa wioski olimpijskiej w Pekinie. No tak. Jeszcze nie tak dawno balowaliśmy na otwarciu nowego SPATiF-u a tu już stuknęło 5 lat. Początkowo nikt nie dawał nam szans ze względu na kosmiczny czynsz. Potem doszedł jeszcze temat "zadymiania" wnętrza, bo niby zbyt sterylne i nowoczesne na początku było. Nie powiem łatwo nie było, zwłaszcza, że społeczeństwo podzielone. Wtedy nazywali to na mieście podziałem na bandę Florczaka i resztę hołoty. Ja niby byłem w tej drugiej bandzie, którą dopiero co tworzyłem niby właśnie z hołoty. Hołota i Wejherowo - tak o bywalcach SPATiF-u mówią dziś podobno wielcy, ekspresyjni pasjonaci tańca co w Warszawie niemiłosiernie dupska liżą, tworząc wielkie pasjonujące choreografie do reklam makaronów i innych telewizyjnych gówien. Nie jest sztuką robić karierę w Warszawie, sztuką jest pozostać w Sopocie i robić karierę "warszawską". Swoją drogą, jakiś czas temu zapytałem Roberta o jego rzekomą bandę, na co się tylko roześmiał. Bo tak już jest, kiedy następuje zmiana warty w tak legendarnym przybytku, to ludzie gadają. Zupełnie jak ostatnio w Narodowym Banku Polskim. A niech gadają byle by nazwy nie przekręcali. No i donosy na mnie i moją małżonkę do magistratu też pisali. Zacytuje tylko ten najlepszy: "Ewa i Arek Hronowscy skupują narkotyki do wąchania" . Pyszne prawda? No, ale jakoś przetrwaliśmy, podczas gdy wielcy i malutcy tego świata opluwali nas i uwielbiali. Właściwie to, kiedy jest się najemcą SPATiF-u nigdy nikomu nie dogodzisz. Niektórym nawet nasze internetowe relacje wydają się jałowe, bo niby tylko 5 osób stale się na nich pojawia. Zapraszam wobec tego na relacje do Vivy i Copacabany. Są naprawdę interesujące i bardzo ekspresyjne. Fajne tam bywalcy fryzurki mają. A najlepiej gdybym stawiał wszystkim gorzałę, jeździł Polonezem z 81 roku i miał komornika na karku, to pewnie byłbym fajnym kolesiem. A tak pomimo, że i tak stawiam, bo w końcu te 40 tysięcy w długach na barze skądś się wzięło, to pieprzą wszyscy dookoła. I bardzo dobrze. Kochani kolega literat Głowacki Janusz tak napisał o SPATiF-ie: "w miejscu tym spotykali się intelektualiści, artyści, naukowcy, ubecy i tajniacy, waluciarze i cwaniacy oraz kobiety lekkich obyczajów. Do rana wódkę pili sportowcy, by następnego dnia rano wyjechać na Igrzyska Olimpijskie" . Podsumowując nic się nie zmieniło. Dopóki gadają znaczy że się kręci.

A co nowego? No może to, że kolejne 5 lat niektórzy poobrażani będą musieli jeszcze znosić mnie w SPATiF-ie. Czyli nic się nie zmieni, jak to ostatnio barmanom powiedziały nasze "wierne" klientki, powiedzmy bywalczynie. Trochę się jednak zmieni. Na pewno zredukujemy dług barowy i w końcu skończy się picie na wieczną krechę. Ten zwyczaj jak kiedyś zarezerwowany będzie tylko dla zasłużonych jednostek partyjno-klubowych o wielkim dorobku artystyczno-towarzyskim. No i w końcu za pozwoleniem ZPAP obdarujemy kartami klubowymi wszystkich dobrze wychowanych i zasłużonych bywalców klubu. Miejmy nadzieję że zabieg ten w znacznym stopniu rozwiąże wieczny problem wejścia do klubu. Właśnie odebraliśmy nową partię nowiuśkich i świeżutkich kart klubowych. Ale wcale nie każdemu będą one dane. W temacie programu imprezowo-artystycznego realizować będziemy wytyczoną drogę, realizując w końcu długo oczekiwane koncerty Violetty Villas i formacji Wawele.



Co do afery grzybowej to wszystko ok, bo grzybów w tym roku dużo i nasze, nie importowane z Czernobyla. A... No i nasz konserwator Kaziu, ubek, donosiciel, pisarz, pseudoartysta powrócił w srebrnym kabriolecie z dalekiej podróży. Podsumowując blacharka zrobiona, czas na tuning.

Ave 2007

Najemca


Sopot-Londyn-Warszawa czyli jak to jest być snobem

Teraz to już się chyba na mnie z pół Trójmiasta po obrażało. Ale w sumie za co? Nie wiem. Może jak mnie w końcu zdejmą to wtedy zrozumiem. Wielu zapewne mi tego życzy i kto wie może kiedyś spełnią się ich marzenia. A tymczasem jeszcze sobie trochę popiszę.

Listopad się kończy i nie można narzekać pomimo najgorszej sławy jaką cieszy się ten miesiąc. Społeczeństwo mimo trwającego exodusu do lepszego życia jakoś jeszcze się trzyma. W każdym razie Ci co nabrali kredytów to tak szybko nie wyjadą i całe szczęście bo ktoś to Saint Tropez musi w Sopocie robić. A swoją drogą to mam lekkie obawy, bo od roku nie mogę znaleźć wykonawcy na remont dachu w domu, w którym pomieszkuję. I nie to, że chcę aby zrobili to za darmo. Nawet nie chcą gadać o wykonaniu kosztorysu. Na początku ich wyzwałem od chamów, potem próbowałem prosić i nawet błagać a ostatnio nawet użyłem najmocniejszego argumentu, obiecując im, że jak zrobią mi ten dach to ekstra im kupię nowego Mercedesa dostawczego. I co? Nawet ich to specjalnie nie ruszyło. Aż w końcu kiedy użyłem metody na współczucie wobec mojego kolegi budowlańca z dużym stażem i pozycją udało się. Nie ma wyjścia będzie musiał wpisać mnie w swój kalendarzyk na 2011 rok - a ja do tego czasu będę musiał fundować rokrocznie jego rodzinie wakacje w Dubaju. O położeniu kafelek na werandzie się nie rozpisuję bo panowie kafelkarze dziś zaczynają rozmowę od zlecenia na min. 10 tys. m. kw. Położyłem więc je zdesperowany sam. I jestem z tego bardzo dumny gdyż już wiem, że jak mnie wyleją ze SPATiF-u to w Londynie mogę liczyć na 10 funciaków za godzinę.



Usłyszałem ostatnio z ust mojego znajomego, że jestem snobem. Niby powiedział to żartobliwie, ale przecież skoro tak powiedział, to musiał tak o mnie pomyśleć. Oczywiście nie obraziłem się na niego bo i o co? Zastanowiłem się jedynie dlaczego tak powiedział. Doszedłem do wniosku że jeśli jestem postrzegany pośród niektórych znajomych jako snob to chyba tylko dlatego, że posiadam mieszkanie w Sopocie (jeszcze niespłacone) a w nim pełen pakiet telewizji kablowej. I że udaje mi się z rodziną dwa razy do roku spędzić wakacje za granicą no i że znam Marka Kondrata. Acha i pomimo, że większość naszych znajomych koleżanek jest rozwiedziona, ja od 20 lat jakoś szczęśliwie realizuję budowę komórki społecznej. I jeśli te i jeszcze inne drobne przykłady stanowią o tym, że jestem snob to co będzie jak se strzelę na czterdziechę np. markowego sikora za cztery koła. A może to nie o to chodzi. Może mój snobizm polega na tym że mam gębę nie wyparzoną i czasami wypisuje różne rzeczy albo, że wielu daje się nabierać na moje historyjki rodem z Monte Carlo. Naprawdę trudno mi jest uwierzyć, że tak jestem postrzegany, ale skoro tak to chyba już czas na to aby zacząć się strzyc u tego samego fryzjera co Tomek Cruise. No i chyba trzeba też zacząć towarzystwo powoli zmieniać. A znam paru takich co powyjeżdżali do stolicy i tam dopiero dali upust swojemu snobizmowi. Rozumiem wypić kawę za 50 złotych w jakiejś modnej restauracji na Foksal z jakimś nadętym, nażelowanym głupolem z korporacji, ale żeby od razu snobem mnie nazywać bo se na jedną ścianę droższe kafelki strzeliłem? Całe szczęście, że gram w najgłupszej i najgorszej formacji ŚMIERDZIELE. To mi zdecydowanie poprawia pjar. Chyba że to też snobizm?


(20.XI.2006)

Jesień, Grand nie Grand, koleżeńska zapomoga czyli wszystko po staremu.

Myślałem, że lato się skończy z początkiem września, a tu ani myśli. Pięknie trzymało do samiutkiego końca września. Nawet zacząłem się lekko denerwować czy aby nie za wcześnie zwinęliśmy nasz spatifowy ogródek za milion dolarów. Ale doświadczenie zwyciężyło, gdyż pomimo pięknej pogody w ciągu dnia przemykali się przypadkowi przechodnie, a po zachodzie słońca już za zimno aby przesiadywać na dworze. Zresztą krzywdy w tym sezonie nie było, choć mówią na mieście że są tacy, którzy na sezon narzekają.

Lato się skończyło i zaczęła się chyba największa budowa w tej części Sopotu. Gdzie się człowiek nie ruszy to wszędzie buldożery, koparki i huk do wieczora. Oby z tego wyrosło coś naprawdę ładnego, bo na Grandzie po remoncie suchej nitki nie zostawiono. Podobno pojechali po bandzie z remontem i teraz za 200 Euro za dobę masz wnętrze typu CH Klif. A miało być jak w Bristolu. Może Kubica jak się dorobi na F1 to zakupi nasz Grand i zrobi z niego Bristol. Jest taki zwyczaj wśród najlepiej zarabiających kierowców F1, że kasę inwestują w naprawdę ekskluzywne hotele i restauracje w Monte Carlo i Londynie. Postaram się go do tego namówić. Tomek Cruise już myśli o zakupie kilku obiektów w Sopocie.

Maciej Świeszewski, znany malarz z Sopotu dostąpił w tym roku zaszczytu przyznania mu dorocznej nagrody im. Kazimierza Ostrowskiego. To bardzo ważne wyróżnienie dla każdego artysty malarza. Wg pewnej dziennikarki pewnej lokalnej Gazety to żaden zaszczyt a zwykła zapomoga przyznana koledze przez kolegów. Ciekawe co na to szanowna kapituła "kolegów", w szeregach której znajduje się m.in. kilku profesorów. A jak przyjedzie niebawem z Nowego Jorku do Trójmiasta niejaki Donald Kuspit i powie że te obrazy są ok., a ta Pani znowu napisze że kim jest ten Kuspit i co on sobie wogóle wyobraża, to co wtedy? Wtedy ta Pani powinna chyba sama powiesić się na krzyżu i tym samym stworzyć świetne dzieło sztuki. Na głowie jeszcze powinna mieć hełm niemiecki z II Wojny Światowej aby w myśl teorii sztuki krytycznej zasięg był bardziej międzynarodowy, I pewnie po tym felietonie będę mógł się spodziewać opinii, ze jestem zmanipulowany przez bandę Świeszewskiego. Na szczęście mojej gęby nie ma na Last supper. A może da się kogoś tam zeskrobać? I nie że wchodzę w tyłek Profesorowi Świeszewskiemu, zwłaszcza że na mieście różne rzeczy o SPATiF-ie opowiada.

No a pomimo tego że społeczeństwo masowo spyla na wyspy brytyjskie, to jakoś znowu nabrałem optymizmu i patrzę na Sopot jak na Saint Tropez. Szanse cały czas są. Monciak można zostawić fasfoodom a dookoła tej słynnej ulicy stworzyć nową jakość sopockiego hotelarstwa i gastronomii oraz wyznaczyć konkretne kryteria ratujące sopocką architekturę, a w szczególności zakazać wymiany okien na plastik-fantastic. Swoją drogą nie rozumie dlaczego architekt miejski do tego wciąż dopuszcza. Przecież sopockie okna są tak samo ważne i piękne jak werandy! Wszystkie okna które ostatnio wymieniłem są drewniane a każdy detal zdobniczy został odtworzony.

Sezon skandali obyczajowych w Spatif-ie został rozpoczęty godnie. Goście nasi i bywalcy raczyli się blinami z kawiorem, wędzonym jesiotrem, barszczem ukraińskim oraz tegorocznymi marynowanymi grzybkami. A wszystkiego dopełnił koncert ukraińsko-polskiej formacji CHUTIR, która wydobyła dźwięki godne Sopockiej Odessy. A potem? Potem szkło tłukło się masowo jak przystało na hutę szkła jak nazywają Spatif dostawcy szklanych produktów.

(19.X.2006)



SPATiF, lato, Bimba, Mundial czyli jak polakom znowu się udało dzięki Robertowi Kubicy

Jakoś tak wyszło, że od napisania w czerwcu ostatniego felietonu minęło trochę czasu. I wcale nie dlatego że się przestraszyłem czyimiś pogróżkami. Nic z tych rzeczy. Po prostu sezon to sezon. Dla jednych ciężka praca a dla innych wakacje. Prognozy pogodowe na tegoroczne lato były marne - a tu jak nagle dowaliło średnio po 30 stopni w cieniu, to się pozbierać do sierpnia nie mogliśmy. I tu chciałem podziękować Panu Wellmanowi za skuteczne wstawiennictwo w sprawie spatifowego ogródka, bo ten nowy rodem z Saint Tropez zarobił dwa razy tyle co to paskudztwo z zeszłych lat. I tak dobrosąsiedzkie wsparcie się opłaciło. Mam nadzieję, że szanowne sąsiedztwo również nie narzeka. Jak donoszą piwne statystyki chyba nikt tego lata krzywdy nie miał. Pewnie teraz wszyscy spotkamy się na wakacjach po wakacjach w Bułgarii i będziemy się razem trzymać za ręce jak Wietnamczycy.

kliknij>>

A zaczęło się od kolejnej edycji SOPOT BIMBA FILM. I co? I doszło do brutalnej konfrontacji mundialowych kiboli z miłośnikami polskiego filmu. Kto wygrał pisać raczej nie trzeba. Całe szczęście, że na bimbowym rejsie żadnej plazmy nie było a nasi i tak w drugiej rundzie spotkali się z kibicami na Okęciu. Teraz jeszcze doszedł nam Robert Kubica i 18 imprez Grand Prix od kwietnia do października. Osobiście nic nie mam do błyskotliwej kariery polaka w F1, bo tak się złożyło że od jakiegoś czasu odwiedzam co roku tory F1 celem podziwiania najlepszych i podglądania jak elity się bawią na salonach. Przeraża mnie tylko wizja tysięcy biało czerwonych transparentów z napisami Białka Tatrzańska, Człuchów, Mława, Rawa Mazowiecka itp. Na szczęście poświęcam sporą część dochodów na to aby móc siedzieć na torze obok Tomka Cruisea i jego znajomych. To on zawsze mnie pyta pierwszy co tam w Sopocie słychać.

kliknij>>

BIMBA razem z MUNDIALEM się skończyły i nastał długi i gorący czas kanikuły, od czasu do czasu przerywany festiwalami, turniejami tenisowymi oraz jam session z udziałem Lecha Możdżera w niemal wszystkich sopockich knajpach które posiadały na stanie jakieś pianino. Kiedy jednak nastał sierpień pogoda nieco się popsuła, zresztą zgodnie z amerykańską przepowiednią. Mimo to w zakładach gastronomicznych Sopotu dalej się kręciło i nawet słyszałem że sezonowe dochody pozwolą niektórym godnie przeżyć do przednówka. Jak tak dalej pójdzie, to część sopockich gastronomów na stałe wpisze się elity towarzyskie Saint Tropez, spędzając tam wakacje po ciężkim okresie pracy. Trzymam kciuki.

kliknij>>

A ciekawe co tam słychać w Krzywym Domku. Niestety nie dotarły do mnie żadne plotki i sensacje. Myślę że na to musimy poczekać mniej więcej do marca 2007 roku. Wtedy to z regularnością Tag Heuera ogłaszane są kolejne dramatyczne plajty.

A Maciek Nowak to chyba zadowolony jest że tak napisałem o nim w jednym z felietonów, gdyż ostatnio w dodatku Gazety Wyborczej, gdzie jako jeden z 50 cudów Trójmiasta wymieniany był Monciak i SPATiF i właśnie sympatyczny i dobrze znany w SPATiF-ie Pan Maciek bardzo pochlebnie się wypowiadał o naszym przybytku, wspominając o zaistniałym incydencie z chlubą. Bo w końcu wpisał się w zacny poczet osobistości nie wpuszczonych do SPATiF-u. A jak wiadomo na czelne tego orszaku stoi sama Agnieszka Osiecka. Maciek plasuje się tuż za nią, wyprzedzając byłego Prezydenta Sopotu Jana Kozłowskiego. Maćku myślę że na to zasługujesz i szkoda że już nie będziesz nas odwiedzał. A szkoda bo szykuje się kilka kolejnych skandali obyczajowych. Zresztą z Warszawy nie tak łatwo już wyskoczyć na kieliszek wiśniówki do SPATiF-u.

Teraz przyszedł czas na refleksje, kontrole skarbowe, malowanie zaplecza i planowanie sylwestrowego balu.

(1.IX.2006)

Doda Elektroda, słodzik, kilka telefonów, czyli zemsta za pychę.

Amerykańska długoterminowa prognoza dla Polski się sprawdza i oby nie sprawdziła się w kolejnych miesiącach, bo jeśli tak to czekają nas kolejne długie koszmarne miesiące . Bo jak skomentować zimę trzymającą w pełnych mrozach do końca marca. Wiosnę, która nas olała totalnie, ledwo przyszła i zaraz przekształciła się w jesień. Maj poza dosłownie kilkoma dniami dał nam nieźle popalić. No może nie wszystkim. A teraz czerwiec, raz leje, raz słońce i upał, czasami zimno że ogrzewanie w chałupie automatycznie się włącza. Wg amerykanów w połowie lipca żegnamy się latem. Wstępnie z gastronomicznego punktu widzenia pogodziłem się już, że eldorado to w tym roku raczej nie będzie. A i upragnione wakacje w Monte Carlo trzeba będzie raczej odłożyć. Bieszczady też są ładne.

A teraz zmiana tematu. Otrzymałem ostatnio kilka telefonów w sprawie moich felietonów. I wiecie co usłyszałem? Że co ja wypisuję, że po co ja to robię i że w ogóle powinienem cicho siedzieć, bo różnie może to się dla mnie skończyć. Dziękuję za dobre rady i ostrzeżenia "życzliwych". Przepraszam starszego Pana Wellmana, że się musiał wściekać po przeczytaniu jednego z moich felietonów. Przynajmniej teraz "sąsiad" i jego świta już wie że i ja wiem. Teraz podążając tropem Janusza Głowackiego poprawię się.

Bardzo się cieszę że wszystkie wycieczki odwiedzające ostatnio Sopot obowiązkowo zatrzymują się przed Krzywym Domkiem, poznając jego historię i legendy opowiadane przez przewodników. Bardzo nam (chodzi o bywalców lokali gastronomicznych)się spodobała nowa oferta, nowo powstałego lokalu pod nazwą JAZZ ART CAFE AQWARIUM, usytuowanego we wspomnianym Krzywym Domku. W każdy weekend house, deep, soulfull, funky, vocal, latin, disco z domieszką electroclash, do tego wizualizacje, a w związku z Mundialem mecze na ekranie plazmowym zainstalowanym na stylizowanym postumencie z napisem Jazz art! Brawo dla klubu AQWARIUM za pomysłowość doboru repertuaru jazzowego! I ta nazwa, ciekawe co na to Mariusz Adamiak, szef legendarnej agencji koncertowej AKWARIUM.

Przyszła Doda z bramkarzem do spatifowego ogródka. Rozsiedli się na kanapach jak Victoria i Dawid Beckhamowie i zamówili kawę. Spytali czy serwujemy słodzik. My na to że nie. A oni obrazili się i ostentacyjnie opuścili nasz ogródek. A miało być światowo i niby Sopot miał być Saint Tropez, a my niby mieliśmy pokazać jak to się robi w Sopocie. Aż się boję myśleć co będzie kiedy w naszym ogródku rozsiądzie się Brat Pitt i zamówi trufle w sosie szafranowym i butelkę Petrusa, a potem powie że trufle nie te co zwykle na Manhattanie, a wino nie z tego rocznika. A na koniec rachunek każe przesłać do swojego agenta w Kalifornii. W Roosterze raczej nie mają takich problemów.

A na koniec ważna i pożyteczna wiadomość. Otóż sopoccy policjanci upodobali sobie nową miejscówkę, czy jak mówią windsurferzy spot. Często ich teraz można spotkać na odcinku ulicy Polnej, po prawej stronie jadąc w kierunku ul. Bitwy pod Płowcami, tuż za wiatą przystanku autobusowego. Na odcinku tym obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 km. Trudno jest się rozpędzić od tzw. wysepki do wspomnianego "spotu" np. powyżej 100km/h. Mnie przyłapano na prędkości 65 km/h. Uznano to za poważne wykroczenie drogowe i połucziłem 4 punkty karne i 200 stówki mandatu. I dodrze mi tak!

(1.VII.2006)

Prostowanie Krzywego Domu, koniec sopockiej Cepelii czyli jak odwładysławowić Monciak

Kiedy z początkiem maja po bardzo zimnym i bardzo długim majowym weekendzie postanowiłem z przyjaciółmi wyjechać na trochę opuszczając naszą szarą ojczyznę, drzewa i krzewy wypuszczały zaledwie pąki. Kiedy po 10 dniach powróciliśmy do kraju, okazało się że odmieniły się dwie rzeczy: wszystkie drzewa były zielone że aż po oczach biło i do grupy trzymającej władzę dołączyli Giertych i Lepper. Jeszcze na lotnisku zastanawialiśmy się czy aby nie wracać tam skąd właśnie wracaliśmy. Po krótkim namyśle postanowiliśmy jednak nie oglądać telewizji i bynajmniej ja trzymam się do dziś. Jest zdecydowanie lepiej!

No i stało się. Zburzyli Cepelię na Monciaku. A wyglądało tak jakby ten relikt minionej epoki bronił się przed rozbiórką jak niegdyś obrońcy Poczty Gdańskiej. Oby tylko nasze władze lokalne nie powetowały sobie tej wielkiej straty, stawiając nieopodal budki z kaszubską twórczością "artystyczną", co miało miejsce nie tak dawno. Pawilon z zagraniczną reklamą Doner Kebab też rozwalili i to bez spodziewanej heroicznej obrony właścicielki. Mówią na mieście że ma takie długi, że musi się ukrywać. Ale lokal sąsiadujący z przybytkiem cukierniczym po Świętej pamięci Włochu zdążyła jeszcze wydzierżawić. Podobno ma tam być Pub w stylu angielskim. Szefowa cukierni U Włocha szaleje jak zawsze kiedy otwierają kolejną kawiarnię na Monciaku. Ale ubaw. Mówią że nasyła różne kontrole nowemu najemcy. A nowy najemca jest wyluzowany, ale jak miarka się przebierze to dopiero będzie komedia. My jesteśmy przygotowani na ewentualny spektakl gdyż na miejscu poprzedniego ogródka wystawiliśmy nowy, bardziej wygodny. Trochę kłopotliwy w eksploatacji ale za to ekstrawagancki i elegancki jak w Saint Tropez, choć bawiąc w tym francuskim kurorcie nie zauważyłem podobnego. W ogóle ostatnio w SPATiF-ie wszystko do góry nogami stoi. Nowy ogródek dokonał rewolucji w naszym dotychczasowym życiu jak nowo narodzone dziecko. Czynne jest od 10-tej rano i serwujemy wszystko co potrzeba kawalerom, smutnym, zakochanym, głodnym, spragnionym, szczęśliwym i uzależnionym. Jak już na dole czynne to i na górze. Teraz SPATiF funkcjonuje ponad 20 godzin na dobę, prawie jak lotnisko w Luton. Mam nadzieję że nasze kanapy na Monciaku docenią wyjątkowe jednostki i wspólnie podniesiemy jakość zwładysławionego ostatnio Monciaka, a jak dopisze atmosfera i sił starczy to i Krzywy Dom wyprostujemy, którego wizerunek można ostatnio dostrzec nawet na podkładkach pod myszkę komputerową.

Stasiek Wielanek zagrał ostatnio w SPATiF-ie. To był bardzo ryzykowny eksperyment, zwłaszcza, że zespół Wielanka liczy 9 osób no i muzyka nie z naszej bajki. Chłopaki jednak bez większego problemu zmieścili się na naszej lekko przymałej scenie i zagrali. A zagrali tak, że na początku trochę młodzieży uciekło przerażona twórczością Staśka, ale za to jak bawili się ci bywalcy, którzy 30 lat temu spadali ze schodów w SPATiF-ie bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Krzysiek Sadowski znany powszechnie zwolennik Death metalu i punk rocka był zachwycony, bo kto się zna na dźwiękach to wie.

I na koniec sensacyjna wiadomość! Po roku, miesiącu i 24 dniach w SPATiF-ie, w godzinach późno-wieczornych widziany był niejaki Misza, zbiegły 27 marca 2005 z terenu SPATiF-u, ze strachu przed skutkami prezentacji jego prac artisticznych. Ponadto w SPATiF-e jak zawsze o tej porze zebrał się znany sopocki element wywrotowy. Rozmowy miały charakter twórczy, patriotyczny i lekko wulgarny.

(25.V.2006)

Widziały gały co brały czyli słów kilka o sopockich knajpach

Święta Wielkanocne miałem jak co roku spędzić z Tomkiem Cruisem w Monte Carlo, ale jakoś mi się przejadło i postanowiłem pozostać w Sopocie przy truflach, kawiorze, bażantach i rozmowach o niczym. Ponadto trzeba biznesu pilnować - zwłaszcza, że konkurencja coraz to nowsze stosuje sposoby, aby nas wyeliminować i jak to mówią - chwila nieuwagi i jesteś na lodzie. Na wakacje pojadę po wakacjach...

Krzywy domek, chluba Sopotu, zaraz po najdłuższym w Europie drewnianym molo chyba jakoś niefartowny jest. Powstał niedawno a knajp tam już otwarto tyle, że nie idzie zliczyć, ani zapamiętać, bo tak szybko plajtują. A niby wszystkiemu winne są czynsze. Nieprawda, winni są Ci którzy godzą się je płacić. Nikt rozsądny i doświadczony nie zapłaciłby takich sum, bo wie, że Monciak to nie jest znowu takie eldorado. Potem kiedy przychodzi brutalny moment plajty, to niektórzy najemcy organizują głodówkę protestacyjną. Jak to zwykł mawiać Bednarek - żenada. A bardziej dosadnie: widziały gały co brały. Tylko jeden Maciek Michalak, onegdaj najemca SPATiF-u ze swoją Tawerną u Maćka jakoś się trzyma, ale jak mówią na mieście stać go na to. I daj mu bozia zdrowie. Mówią jeszcze, że planuje czmychnąć do Ciechocinka i tam rozkręcić interes gastronomiczny. A może tak ogłosimy konkurs kto zgadnie ile knajp aktualnie znajduje się w Krzywym brzydkim Domu? Nagrodą niech będzie talon konsumpcyjny do McDonalda w Gorzowie Wielkopolskim. Mam tam rodzinę i trzeba wspierać region.

Skoro już o knajpach mowa, niestety muszę kolejny raz wspomnieć o nowym najemcy byłego Kawiaretonu. Ten chłopiec już absolutnie oficjalnie rozgłasza, że otwiera drugi SPATiF. Nawet w Sanepidzie określił swą knajpę SPATiF-em. Nasza załoga ma niezły ubaw słysząc jak agituje naszych klientów jak onegdaj jeden ze współwłaścicieli Soho. Kiedyś w sposób absolutnie bezczelny czynił to Maciek Michalak, rozdając wizytówki swojej Tawerny u Maćka, obrzydzając jednocześnie klientom SPATiF-u nasz żurek, pierogi, oraz że wódka za ciepła. Żal mi tego chłopczyka z Desdemony, który nie ma własnego pomysłu na życie i biznes. Będziemy się przyglądać działalności najmłodszego "dziecka" sopockiej gastronomii. Oby tylko nie okazało się bękartem, bo tego mezaliansu w rodzinie sopockiej nie zniesiemy. Ledwo Galaxy zakończyło działalność, to powstał w tym samym miejscu jeszcze większy absurd. A w lokalu po dysce dla małolatów Sanatorium przyszedł czas na nową Dyskę. Nazywa się Lata 70-te, czy jakoś tak. Otworzyli ją kilka dni temu i chyba opłacili koncesje na alkohol, bo poprzednicy przez dwa lata nie mieli takiego zamiaru. Ci nie gadali na mieście że chcą być SPATiF-em. A żeby jeszcze nawiązać do syndromu SPATiF-u i Copacabany z jednego z poprzednich felietonów, to ostatnio panowie z Copy organizują w SPATiF-ie bankiety dla swoich klientów. Pewnie powiedzą teraz, że SPATiF został Copacabaną a Copacabana SPATiF-em.Choć mało to prawdopodobne, jak również to że Edyta Górniak zrobi międzynarodową karierę a Gołota zostanie Mistrzem Świata. A wiosny to już chyba nie będzie. Właśnie kończy się majówka a tu leje, zimno i listki na drzewach ledwo widać. Luda przyjechało od cholery, ogródki gastronomiczne puste, ale my w SPATiF-ie narzekać raczej nie powinniśmy.

Niech się święci 1 maja!

(1.V.2006)


"Jak to się robi" w Sopocie


serce Sopotu - czyż nie pięknie?

Skoro tyle poświęciłem miejsca mrozom, zawierusze i depresji to tyle samo należy się słoneczku. No więc słonko coraz wyżej, dziewczęta coraz mniej ważą, plany urlopowe weszły w fazę główną, gatunkowe wina coraz tańsze, obroty w SPATiF-ie powoli ruszyły z miejsca, pierwszy Polak zadebiutował w Formule 1, Sopot to prawie Saint Tropez a na Festiwalu piosenki jest spora szansa że nie wystąpi polska czołówka kobieca. I tego nam w końcu było potrzeba po 100 dniach depresji.

Iwona Ożana nasza poetka i ostatnio pisarka właśnie zakończyła pisanie baśni dla dzieci i podobno dobrzy i fachowi ludzie mówią, że ładne. A syn Iwony Witek zaraz po wybudzeniu się z narkozy w pierwszych słowach spytał czy będzie mógł znowu przychodzić do SPATiF-u. W końcu nie pierwsza to rodzina, która pokoleniowo wierna jest temu przybytkowi bardziej niż przysiędze małżeńskiej. Co zrobić, że SPATiF to już niemal 50 lat a może i więcej. Nikt tego tak do końca nie wie. I nie dziwi fakt że wielu sopockich gastronomików boli jego istnienie. Znany onegdaj sopocki karciarz Wellman nie może przeżyć spatifowego ogródka -według niego to paskudztwo powinno całkowicie zniknąć z jego oczu, nagrodzone zresztą jako najlepszy ogródek letni w Sopocie w roku ubiegłym przez Pana Prezydenta .Jednak w tym roku,Prezydent zmienił zdanie i nakazał rozebrać wszystkie podesty, wiaty i markizy, wydając rozporządzenie, że na Monciaku ma być jak we Władysławowie. Tym samym nie mógł sprawić lepszego prezentu na wiosnę Wellmanowi, bo nie będzie już musiał patrzeć na to paskudztwo pełne ludzi. Nie będzie też zasłaniać wspaniałego ogródka Pani De Marco, ani boleć w oczy niejakiego Izaka asa sopockiego kebabu. Jedyny zakaz jaki okazał się słuszny to zakaz używania plastikowych krzeseł. Bravo!. Teraz słodkie stosunki sąsiedzkie uległy ochłodzeniu jak te między Polską a Rosją za sprawą rurociągu bałtyckiego. Nie powiem, cios zadano nam znienacka i w plecy, ale siła i energia jeszcze w nas całkiem spora i ogródek powstanie. I nie jakiś tam pospolity. Szykujcie się zatem od połowy maja na śniadaniowe biesiady od rana, ciasta i likiery, lody oraz dania główne i alkohole w komforcie jakiego może pozazdrościć niejeden ogródek w Saint Tropez. Nasi wierni sponsorzy postanowili pokazać włodarzom miejskim "jak to się robi" w Sopocie.

Na koniec mało optymistycznie ale wstyd mi jest że żyje w kraju gdzie wysokie stanowiska rządowe obejmują kryminaliści a niejaka Zyta chce zabrać 50 % dochodu i tak ledwo wiążącym koniec z końcem artystom. Ten kraj to klepisko, które mam nadzieje kiedyś na jakieś aukcji kupi dla swojej żony bogaty szejk arabski.

(18.IV.2006)

Wiosna, regionalny pisarz, Milos Forman, i zmiany w SPATiF-ie

Kolejne kilka słów postanowiłem napisać w dniu, kiedy wiosna w końcu zada ostateczny cios długo panującej zimie, bo niemal 100 dni przy temperaturze mocno poniżej zera to w końcu lekka przesada. Osobiście uważam, że jak zima - to w górach, a jeśli już ma być nad morzem, to góra przez trzy tygodnie, w pełnym słońcu i ze śniegiem przykrywającym sopockie psie kupy. Skoro już mowa o sopockich kupach, to na pocieszenie powiem, że spacerując jakiś czas temu po nicejskim bulwarze, zamiast podziwiać architekturę słynnego przedwojennego hotelu "Murzynek", musiałem bardzo uważać, aby nie wdepnąć we francuskie psie odchody.

Bar "Pod wierzbą" zakończył swoją działalność. I nie dlatego, że splajtował. Po prostu załapał się na rozbiórkę z powodu nowych inwestycji w tej części Sopotu. Wellman, pomimo kontuzji, nerwowo kręci się wokół swojej posesji, Bułgar przemyka przez Monciak w tę i z powrotem nie bardzo mogąc znaleźć sobie miejsce, a właścicielka pawilonu z zagraniczną reklamą Doner Kebab pewnie przykuje się kajdankami do filaru zanim rozbiorą jej posesję. To smutne, ale taki najczęściej los czeka tymczasowe inwestycje. Szkoda tylko trochę Baru "Pod Wierzbą". Nie będzie już intelektualnych dyskusji przy pierwszych porannych promieniach wschodzącego słońca, prowadzonych przez narąbanych bywalców SPATiF-u z reprezentacją sopockich meneli z puszką taniego browaru w ręku. Na Monciaku ostatnio powstają niemal same cukiernie i całkiem nieźle sobie radzą. Niby kawka, jakieś ciacho i proszę - tłumy od rana do późnego popołudnia. No, może nie wszędzie.



Środowisko artystyczne chyba nadal bardzo mocno podzielone, bo oto kilkanaście dni temu na łamach raczej znanej zagranicznej gazety THE INDEPENDENT opublikowano nominacje 10 pisarzy do Światowej Nagrody Literackiej. Wśród nominowanych znalazł się, nie wiem czy przypadkowo czy nie, ale raczej nie "regionalny" pisarz PAWEŁ HUELLE (czyt. Hile). Ci co wybierali, czyli jury, uznali że ma być Mercedes Benz. A pośród nominowanych jest również Imre Kertesz, laureat literackiej Nagrody Nobla w 2002 roku. Mówili o tym w BBC News, ale nasze lokalne media z zachwytu nad tym faktem raczej nie piały, a bardziej rozpisywały się o tym, że Huelle tupie w domu i że w ogóle z nim coś nie tak. No tak, Zbigniew Prisner w Krakowie uważany jest za niedouczonego Zbyszka Muzykanta, a za granicą całkiem nieźle sobie radzi.

Również w SPATiF-ie wraz z wiosną sporo zmian. Pierwsza, najważniejsza - to koniec dominacji, po niemal pięciu latach, wódki Wyborowa. Pozycję lidera obejmie Smirnoff. Panowie od Smirnoffa obiecali, że sfinansują koncerty kogo będę chciał, i że w końcu wydadzą książkę pisaną przez ostatnie 10 lat przez naszego konserwatora Kazia, no i że rejs Bimbowy się odbędzie z udziałem samego Milosa Formana. Tak więc Kochani, w końcu zrealizujemy w SPATiF-ie koncerty U2, Kraftwerk i Drupiego, książka pt. "Rejs trwa" wstrząśnie w grudniu światkiem trójmiejskim, a Forman wyreżyseruje 3 część przygód Inżyniera Walczaka. Kolejna, nieco mniejsza zmiana, to odejście naszej kelnerki Natalki vel Salmy Hayek. Natalia i tak długo wytrzymała, a lata w końcu lecą i trzeba pomyśleć o przyszłości i jakiejś kotwicy. Trzymamy kciuki. A trzecia zmiana to: w końcu wprowadzamy wiosenne menu. Koniec z tłustą kaszanką i tym podobnym jadłem. Nowa sola wręcz rozpływa się w ustach. Smacznego.

(5.IV.2006)

Variete, variete - czyli syndrom SPATiF-u i Copacabany

powiększ sobie...

To już lekka przesada z tymi mrozami, ale trzeba jakoś dotrwać do upragnionej, bardziej niż kiedykolwiek, wiosnyOby, tylko nie sprawdziło się, to co w telewizji mówią, że wiosny niet..
, czerwiec zimny, lato chłodne a jesień to już wiadomo jaka. Mieżdynarodnyj Dień Żeńszczin objawił się w SPATiF-e wraz ze znanym sopockim freakiem Leonem Dziemaszkiewiczem. Leon pojawił się u nas ze swoim teatrem Patrz Mi Na Usta w przedstawieniu VARIETE CAMELEON. Były suknie, damy, świńskie ryje, goryl, misie i walki gladiatorów a cisza i skupienie w SPATiF-ie takie, że Trzaska może tylko sobie pomarzyć. A i ludu było ze trzy razy więcej. Na górze ciągle się kłócą, na dole zaraz zaczną, za chwilę wydobyty z dna Kursk wpłynie do portu macierzystego i zacznie znowu straszyć. Młodzież ma to wszystko w dupie i zaczyna powoli spierniczać z naszej kochanej ojczyzny. Ktoś chyba jednak zostanie w tym kraju, choć też nie wykluczam podboju dalekich krain w celach kolonialno-gastronomicznych. Mój przyjaciel Jarek Janiszewski wrócił z 8-dniowej trasy koncertowej i w pierwszych słowach do mnie powiedział: jestem mega ścierką. Ja mu na to, że też jestem ścierką. Od razu wiedzieliśmy że mamy za sobą solidną dawkę płynu w organizmach, tylko że on chyba nieco większą. A była środa. Ogólnie showbiz i gastronomia to wesoła zabawa, za którą Ci jeszcze płacą ale trzeba mieć końskie zdrowie.

Na Monciaku nie ma już popularnego w latach 80-tych kebabu, do którego kolejki kręciły się aż za Laurę. Bułgara też zmietli z powierzchni ziemi no i chyba największy symbol tej części deptaka, słynną Cepelię zaraz zmiotą, ale jeszcze stoi. A fontanno - pomnik Jasia Rybaka stoi i stać będzie.. Lato jednak zaczyna się powoli zbliżać, bo kolejne knajpy w Sopocie ludzie otwierają. I znowu ten sam scenariusz zaczyna się powtarzać, bo oto w budynku po Kawiaretonie powstaje nowy zakład gastronomiczny, a na mieście mówią, że to kolejna próba otwarcia SPATiF-u w innym miejscu. Kiedyś SPATiF-em miał być Pubkin, potem Soho a teraz to. Dobrze że Galaxy i Viva nie chciały być SPATiF-em. Trzymamy kciuki. Kończąc nasuwa mi się stwierdzenie, że teraz to już w Sopocie mamy dwa syndromy: poza sezonem SPATiF-u i w sezonie Copacabany. A kto chce być w tym sezonie letnim Copacabaną? SPATiF z pewnością nie!

I jeszcze jedno. Ostatnio w SPATiF-ie młodzi artyści zaprezentowali swoją twórczość teatralną. W końcu trzeba wspierać młodzież, bo to oni kiedyś będą odbierać nagrody na festiwalach, a znajomości się przydadzą. Zastanawia mnie jedynie fakt, jak niektórzy "bywalcy" krytycznie odnoszą się do takich działań. Kochani jeśli chcecie oglądać "prawdziwą sztukę" to proszę udać się do kasy teatru po bilety za 100 zł. Fronczewskiego w SPATiF-e za darmochę raczej się nie doczekacie.

(17.III.2006)

 

SPATiF zawsze fajny jest i będzie

/z życia wzięte/

No i co? No i dalej nic. Deprecha w narodzie, mróz nie puszcza choć coraz mniejszy. Rura w kuchni mi w końcu odmarzła i nie muszę naczyń w wannie zmywać. Dzwonią do mnie z konkurencji czy u nas też tak mało ludzi. Nie powiem eldorado to nie jest, ale miło że wszyscy na SPATiF patrzą jak na wyrocznię. Jak już u nas nie ma, no to musi być rzeczywiście źle. "Kawiareton" padł, kilka knajp w Brzydkim Krzywym Domu również a Błękitny Pudel zmienił właściciela. Pani z Gallux-u przyszła i powiedziała że miała utarg 18 zł! Pięknie, ale nowojorski czynsz trzeba płacić. Jadę sobie z rodzinką na ferie i tu nagle gdzieś pod Berlinem telefon dzwoni. Pani Ola, która pracuje w ewidencji w Urzędzie Miejskim lamentuje że jej sąsiadka Krysia Janiszewska (ta od logo Solidarności) zalewa ją w tempie Niagary, a Krychy doma niet. Niby do kogo miała dzwonić, jak Krysia w SPATiF-ie pół życia zostawiła. No i zaczęło się. Do Krychy telefonu nie mam, to dzwonię do Kazia naszego konserwatora żeby zadzwonił do Henia Cześnika, może on ma. Heniu okazuje się że śmiga gdzieś po świecie. To zadzwonił do Rysia Hodowanego, który na wszystko w SPATiF-ie narzeka. Hodowany zadzwonił do małej Jagi, ona gdzieś tam jeszcze i w końcu okazało się że wcale to nie Krycha zalewa, ale zupełnie kto inny. Mimo to środowisko choć podzielone i skłócone zintegrowało się i zadziałało błyskawicznie jak amerykański system rakietowy.

Przyszedł do SPATiF-u Maciek Michalak - stary najemca. Jak zwykle narzekał na to miejsce. Opowiadał jak to było świetnie za jego czasów. Aż tu nagle, ten sympatyczny starszy Pan, swym sokolim okiem dopatrzył się pustego miejsca po Nowaku na tablicy "zasłużonych". Natychmiast zaproponował umieszczenie tam swojej fotografii sprzed 20 lat, całkowicie zapominając że SPATiF to melina i coś najgorszego. Znany aktor sitcomowy Milowicz tak się u nas napił że zniknął na dwa dni. Szukała go cała ekipa filmowa z Feridunem na czele i znajomym co miał być podobno świadkiem na jego ślubie. Jak się odnalazł i doszedł do siebie to oczywiście wszystkie pretensje skierował do nas: że niby jacyś straszni ludzie w SPATiF-ie kazali mu pić alkohol i bóg wiec co tam jeszcze sypali... Tak więc kochani nie łatwo jest zawiadywać tym dziwnym miejscem, zwłaszcza zimą . Niemniej jednak, wszyscy mają się dobrze i całe szczęście że na koniec miesiąca zagrał u nas Włodzimierz Nahorny. On wszystkich pogodził, bo to w końcu stara sopocka szkoła. Na koncercie Krzysiu Konstans, ten od spatifowego kredensu, kiedy usłyszał jak Nahorny gra Chopina, powiedział: "to nie do wiary, Chopin w SPATiF-ie ! ". A na koniec jeszcze jedna ciekawostka... Śledzik i 8 marca ważniejsze są w Polsce od niejednego kościelnego święta. To pierwsze wypada zawsze we wtorek a społeczeństwo wali i bawi się do oporu bez względu na konsekwencje następnego dnia. Tak było i w tym roku - ostatniego dnia lutego. I dobrze...

(01.III.2006)










Za oknem TRZASKA i w SPATiF-ie TRZASKA

Rzeczywiście z Nowym Godom kacapy najpierw ukrócili nam gaz, a teraz pewnie jakąś podziemną eksplozją nuklearną za Uralem wywołali falę mrozów, że żyć się odechciewa, o uprawianiu seksu pod kołdrą nawet nie wspomnę. No bo kto dziś kocha się pod kołdrą. Ale co zrobić, jak w chałupie 15 stopni. Życie w narodzie zamiera. Tory kolejowe raz się rozszerzają, raz kurczą, ulice zaczynają wyglądać jak te w Murmańsku. Ludzie się tylko przemykają owinięci kocami do spożywczaka po pumpernikiel. A w SPATiF-ie od dołu grzeje nas ROOSTER, na termometrze 24 stopnie, personel śmiga w krótkim rękawku, a społeczeństwa jak nie widać tak nie ma. I wcale się nie dziwię. Też bym się z chałupy nie wychylał, gdyby nie nadzieja, że może utarg tym razem będzie lepszy. Na szczęście, w weekendy społeczeństwo się determinuje, i opuszcza swe terytoria by trochę się odprężyć. Z drugiej strony podziwiam ich, bo niebezpieczeństwo powrotu do domu nad ranem na dużej bańce grozi nie dość że upadkiem ze spatifowych schodów, to jeszcze zaśnięciem gdzieś na dworze i dalej wiadomo co. Maciek Nowak przyszedł do SPATiF-u o 5-tej nad ranem i co go spotkało? Nowy bramkarz go nie wpuścił! Raz, że nie skumał kto to, a dwa - że chłopaki już faktycznie zbierali się do wyjścia. To chyba pierwszy przypadek od czasów niewpuszczenia Agnieszki Osieckiej, choć nie wiem czy to dobre porównanie. Maciej się obraził, zażądał natychmiastowego zwolnienia Pana bramkarza albo zwrotu wszystkich jego portretów wiszących w klubie.
Wybrałem to drugie. Na dworze wciąż minus 20. Ma się niby ocieplić do minus 10, ale mamy to gdzieś, gdyż postanowiliśmy dać społeczeństwu pretekst do wyjścia z domu i zorganizowaliśmy koncert jazzowy. Przyjechała ekipa z Poznania, ale tak naprawdę firmował to wszystko Mikołaj Trzaska. I żeby nie było, że Trzaska ostatnio w SPATiF-ie not-stop się udziela, to reklamowaliśmy bardziej załogę z Poznania. Zagrali trudny jazz. Jazzu, tego ptaszynowego, i tak nie kuma nikt, a co tu dopiero mówić o takich masochistach jak Trzaska i chłopaki z Emergency. A w SPATiF-ie jak to w SPATiF-ie, jedni słuchają, inni chleją, a pozostali nie wiedzą w ogóle o co chodzi. Trzaska po koncercie się wkurwił i powiedział, że nie będzie tu grać, itp, itd. Ja mu na to, żeby sobie przypomniał swój zeszłoroczny występ w Żaku podczas kolejnej edycji konkursu Obsesja Papieru. Ludziska go olali już podczas wykonywania pierwszego numeru. Zresztą napiliśmy się później na zapleczu wódki, wypaliliśmy po fajce i tak oto miesiąc styczeń dobiegł końca. Za oknem dalej falnga ze wschodu, wszyscy wnerwieni, artystom zwieracze puszczają i zaczynają zachowywać się jak królewny a my na to wszystko ze spokojem patrzymy. Zima musi w końcu puścić.

(27.I.2006)